23 maja 2021, 19:40
Muszę się przyznać sama przed sobą, że jestem wkurzająca. Tak, tak.. Irytuje sama siebie, bo ni cholery nie umiem panować nad swoim ciałem. Po za tym, że jestem zołzą to w dodatku jestem chorą zołzą. A to nie lada wyczyn mnie zaakceptować. Ostatnie 2-3 miesiące wyjątkowo są dla mnie ciężkie. Dużo stresu, nerwów i niepewności spowodowało gorsze samopoczucie i pogorszenie mojego stanu zdrowia. Choruję na niedoczynność tarczycy i stwierdzono u mnie również zapalenie tarczycy- najprawdopodobniej typu hashimoto. Zawsze byłam emocjonalna i wrażliwa, ale to byłam po prostu ja, ale teraz mam wrażenie, że w moim ciele siedzi wygodnie w fotelu jakiś otyły potworek żłopiąc piwo i z satysfakcją wciska sobie guziczki na pilocie ( kuźwa tylko skąd on ma pilot do mnie???) i kieruje mną. Tam są takie guziczki jak wkurw się, bądź smutna, płacz, głupkuj, trzęś się, zwijaj się z bólu,bądź kochana... I to wszystko potrafi być jednego dnia! Mam dzisiaj taki dzień, w którym jestem zła na siebie, jest mi wstyd za swoje zachowanie, bo wiem jaka byłam, a jaka teraz bywam/jestem. O takie pierdoły potrafię się zezłościć… A najgorsza jest ta moja emocjonalność. Jejku jak to wkurza… Ten ciągły głos w głowie, który szuka problemu tam gdzie go nie ma. Szepcze mi okropne rzeczy i staję się przez to nieznośna. Ten kto nie zna tej przypadłości powie „ty po prostu jesteś suką” a ja raczej byłam postrzegana za pozytywną, optymistyczną osobę. Wciąż uważam się za dobrą osobę, ale zdecydowanie nadmiernie emocjonalną, co znacznie osłabia postrzeganie mnie. Moi bliscy już się przyzwyczaili do tego, że „warczę” często bez powodu. Brakuje zrozumienia w społeczeństwie, że ludziom z niedoczynnością tarczycy doskwiera chroniczne zmęczenie , otyłość i nadmierna emocjonalność. Ja już się nasłuchałam jak się spasłam , jak się zmieniłam, że wiecznie mam jakiś problem. Ale żadna z tych osób nie wyciągnęła pomocnej dłoni, żeby wesprzeć mnie w tej walce. Często czuję się złą osobą, wiem, że ranię i walka z tym tak cholernie opornie idzie. Mam świadomość swojego zachowania, ale wiem, że to nie jestem całkiem JA. Bo ja jestem bardziej wesoła, pozytywna i miła. Przepraszam za to jaka jestem z tym, z czym sama siebie nie lubię.
Najwięcej medali, pucharów i wiwatów w akceptacji i cierpliwości do mnie zebrałby mój ukochany. Ogrom cierpliwości jakiej się przy mnie nauczył to już poziom mistrzowski. Mógłby mnie rzucić bez mrugnięcia okiem za bycie taką suką, ale On na szczęście widzi tą prawdziwszą mnie, tą pełną miłości, troski i radości. Widzi to wewnętrzne dziecko, które we mnie siedzi i cieszy się zawsze kiedy się ujawnia. Wciąż się mnie uczy, bo nie przestaję Go zaskakiwać (negatywnie niestety też). I daje mi zrozumienie, którego zawsze mi brakowało. Kocham Cię Fiflaku i przepraszam, że jestem zołzą! :** Szczęściara ze mnie. Staram się jak mogę, pamiętaj o tym <3